Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wić o sobie w trzeciéj osobie, jest w doskonałym humorze i nerwy jego (o które tak bardzo się lękała) są najzupełniéj uspokojone.
Żwawo więc powstała od stołu i, biegnąc do kuchni, zawołała:
— Samowar gotów!... odgrzeję tylko pierożki!
Tadeusz pobiegł do swego pokoju i zaczął myć się, czesać, perfumować. Zamyślił się długo nad pudełkami, w których leżały krawaty.
Wreszcie zawołał:
— Mamuchno!... chodź tu na chwileczkę!
Wielohradzka, trzymając w ręku patelnię, na którą wrzuciła już kawałek masła, weszła szybko do pokoju.
— O co ci chodzi? — spytała.
— Nie wiem sam, jaki krawat włożyć do teatru... czy ten w ciapeczki? czy ten w podkówki? Jak mamcia myśli?
Wielohradzka postawiła patelnię na krześle i włożyła na nos binokle.
— Ja radzę ci w ciapeczki — wyrzekła — w podkowy strasznie obnoszone i teraz byle kto rzeczy sportowych się czepia!...
— Mameczka ma racyę! — zadecydował Tadeusz — trzeba będzie krawat w podkowy darować stróżowi!...
I zaczął się ubierać, wciągać kamizelkę, lecz