Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle urwał.
Tecia podawała mu ów znaleziony maluchny bilecik.
— Wypadło z bukietów!.. — wyrzekła, nie patrząc na Tadeusza.
On umilkł nagle, porwał karteczkę i, nie rzekłszy ani słowa, wpadł do swego pokoju i drzwi zatrzasnął.
Z kuchni wysunęła się cicho Wielohradzka.
— Dlaczego Tecia nie uważa? — zaczęła szeptać, prostując pomięte bukieciki. — Tadzio jest dziś bardzo rozdrażniony i zmęczony, byle co go w złość wprowadza... Trzeba uważać!
Tecia, dławiąc, się od łez, usiadła na krześle i zaczęła pruć pelerynę.
Obok niéj — na wysokim stołku bez oparcia — zasiadła Wielohradzka i wyjęła z kieszeni okulary, które na nos włożyła.
— Tecia nie ma czego beczyć! — zaczęła znów półgłosem — tylko na drugi raz należy uważać! Tecia wić, że pan Tadeusz przynosi zawsze do domu najładniejsze akcesorya i chowa do swego archiwum. Dosyć trudu i pracy kosztuje go zdobycie tych pięknych rzeczy... przytem, to są pamiątki, dowody jego zręczności, „preferencyi”, jaką mu dają damy przed innymi mężczyznami... To wszystko ma swoją cenę, i Tecia powinna zrozumieć, dlaczego pan