Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tadeusz tak bardzo dba o te wszystkie ordery i emblemata...
Lecz Tecia nie chciała nic zrozumieć, tylko podciągała zaczerwienionym noskiem i zawzięcie próła frendzlę, z któréj podnosiły się tumany wiekowego kurzu.
Wielohradzka tymczasem nawlokła igłę, wpięła ją w stanik i, wstawszy, zaczęła szukać linijek i figurek metody Głodzińskiego, które sterczały w dużym koszyku tuż obok okna.
— Trzeba przerysować talię pani Kokonieckiej — wyszeptała — pani Kokoniecka bowiem trochę przytyła, i dawny patron na nic się już nie przyda.
I znalazłszy wszystkie linijki, centymetry, kółeczka i ołówki, zaczęła rysować na kawałku glasy obszerną talię pani Kokonieckiéj.

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Tymczasem Tadeusz zbliżył się do maluchnego, umieszczonego w górze okienka i czytać zaczął ową karteczkę wypadłą z bukietu.
Kartka owa widocznie była oderwana z balowego karnetu, gdyż był to gruby papier, naśladujący nieźle pergamin, mający kształt listka koniczyny. Cieniuchnemi literkami pośpiesznie nakreślone były słowa:

  Demain, chez les Jesuites, six heures.

Attendez à l’entrée.

M.