Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chrem siatkowych welonów popłynął na morze, nad którem czerwieniała purpura latarni portowych.
Po placu błądził Wielohradzki, wpatrując się w okna hotelu, w których powoli światła gasły. Chciał odgadnąć, gdzie się znajdował pokój Muszki, i banalny w objawie swych uczuć, zwracał się w swą moralną istotę, pragnąc pobudzić serce do rozwiązania téj zagadki.
Lecz serce milczało...