Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kapelusz, wyszedł wreszcie, starając się odgadnąć, które z tych zamkniętych drzwi prowadziły do pokoju Muszki.
Na wschodach spotkał się nagle z całą bandą młodych dziewczyn — w białych, różowych, niebieskich bluzkach i szewiotowych ciemnych spódnicach. Panny te mówiły po angielsku i miały duże nogi, obute w jasne trzewiki, i wielkie zęby, wysuwające się fatalnie aż po nad dolne wargi. Niektóre miały małe męskie kapelusiki na gładko wyczesanych włosach, inne — berety, a dwie czy trzy — sukienne kratkowane czapki z daszkami silnie opuszczonemi na cokolwiek zaczerwienione nosy. Panny te przemknęły koło Tadeusza jak cienie, nie zwracając na niego uwagi, szwargocąc głośno i dźwigając pod pachą teki, pudelka z farbami, płótna na blejtramach, składane krzesełka, a nawet małe stalugi trzcinowe.
Wielohradzki wyszedł na ulicę i szedł teraz wzdłuż ocembrowanego brzegu, pragnąc wydostać się na „plażę”, gdzie prawdopodobnie znajdowała się Muszka. Lecz tłumy bretonek, cisnące się dokoła bark, z których rybacy podawali im cebry i kosze sardynek, zmuszały go co chwila do zatrzymywania się. Pod domami siedziały cale rzędy kobiet bezczynnych, z rękami opuszczonemi na czarnych fałdach odzieży, i patrzyły na port, do którego bezustannie wpływały barki o żółtych i pomarańczowych ża-