Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ne Muszce, iż przyjedzie nad morze w sezonie letnim tam, gdzie ona przebywać będzie.
Nie śmiał się do tego przyznać, nie śmiał o tém mówić. Rozpacz bezsilna ogarniała go. Nie miał nawet dziesiątéj części pieniędzy potrzebnych na tak daleką i kosztowną wycieczkę. Co począć miał!..
Minęły wyścigi, i Tadeusz przesiedział te dni w biurze i w domu. Nie chciał jechać dorożką na tor, co dawniéj byłby uważał za szczyt szczęścia. Zaczął się teraz robić coraz wybredniejszym w sposobie pojawiania się w towarzystwach, i sama myśl niewzięcia udziału w corso powyścigowem odwiodła go od myśli pojechania na tor. Te trzy dni były dla niego najwyższą męczarnią. W dodatku wiedział, iż odbyło się kilka wieczorów, na które go nie zaproszono. Zaczął tracić nadzieję w świetność gwiazdy, która go wiodła do téj chwili i ułatwiała mu przesuwanie się po ślizgawce życia.
Ostateczny cios spadł na niego z ust Stania Pozbitowskiego, który dnia jednego w rozmowie z Charłupką wspomniał o nagłém opustoszeniu Lwowa.
— Wszyscy wyjeżdżają! — mówił — przedwczoraj Bodoccy, wczoraj Muszka Dobrojowska, dziś Orzeccy...
— Ba!.. — odparł Charłupko — zostaną się panny namiestnikówne, kaiser-königliche fornalka, będziemy grać z niémi w tennis; namiestnikowa mówiła mi, iż urządzać będzie garden-party...