Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tadeusz, milcząc, głową kiwał.
Wielohradzka pochwyciła go za rękę.
— Słuchaj, dziecino! — wyrzekła. — Zmuszasz mnie tą swoję niewiarą do powiedzenia ci całéj prawdy. Małżeństwo twego ojca i moje było twem przyszłem małżeństwem z Muszką, I on, jak ty, był ubogi, tylko — rasowy, pan w każdym calu i mający piękne nazwisko. Ja, z zamożnego domu obywatelskiego dziewczyna, wyróżniłam go odrazu w tłumie otaczającéj mnie młodzieży. Przewalczyłam, przecierpiałam i doprowadziłam do tego, że ojciec twój mnie poślubił...
Zawahała się chwilę i twarz jéj piękna w obramowaniu siwych włosów, na które padał zmrok wieczoru, przybrała odcień zakłopotania.
— Nie powiem... ażebym postępowała z twoim ojcem, jak postępuje z tobą panna Dobrojowską — ciągnęła łagodnie — lecz... inne czasy, inne obyczaje. Rozumiem to i uwzględniam. I ja kryłam się długo, ze swoim wyborem, lękając się gniewu i oporu rodziców... Wreszcie przyznałam się...
Uścisnęła gorąco rękę syna.
— I ona się przyzna!.. — wyrzekła — zobaczysz będziesz szczęśliwy!.. ja także!.. och! droga, dzielna dziewczyna!..
Tadeusz od kilku chwil myślał o tém, iż zataił przed matką punkt ważny, to jest przyrzeczenie da-