Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w świecie, w którym przebywał. Zrozumiawszy, iż w całéj téj sprawie chodzi o Muszkę, doznała olśnienia. Widziała syna swego mężem panny Dobrojowskiéj, komisarzem cesarsko-królewskim, starostą w Żółkwi lub Sądowéj Wiszni.. późniéj może... kto wie, starostą w Krakowie...
Serce jéj biło gwałtownie. Do ust cisnęła się modlitwa dziękczynna. Nareszcie... syn jéj nie zginie, „nie zmarnuje się” i zajmie przynależne mu stanowisko. Nie mówiła jednak z nim o karyerze. Wiedziała, iż owe możliwe awanse, owa drabina dygnitarska nie olśniewała go i nie ciągnęła nigdy. Kryła tę ambicyę w głębi duszy. Z Tadeuszem mówiła tylko o Muszce. Widziała, iż syn jéj zaczynał kochać się niémal po dziecinnemu, po studencku. Rzuciła słowo „małżeństwo” — i zmieniła tor jego myśli.
Od téj chwili Tadeusz spoważniał i zaczął sam uważać się za feuilletowskiego bohatera. Miał oczy powleczone mgłą i zdawał się ciągle myślą błądzić w przestrzeni. Ożywiał się tylko, rozmawiając z matką o Muszce, zdjęty kobiecą potrzebą zrzucenia ciężaru, jaki dręczył jego moralną istotę, egoistycznie nudny w ciągłem przeżuwaniu jednych i tych samych frazesów, które nizał na różaniec miłosnego samolubstwa.
Lecz Wielohradzka, równie jak on nieznużona, powracała teraz ciągle do tego tematu, podsycając nieustannie jego imaginacya i tworząc dokoła niego