Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mam gorączki!.. — wyrzekł powoli — tylko spałem długo i mocno!..
Ziewnął i dodał natychmiast:
— Niech mamuś da herbaty... Wypiję i położę się na dobre... Spać mi się chce...
Wielohradzka patrzyła na syna z wyrazem wielkiego współczucia.
— Musisz być chory... ciągle teraz śpisz... może odsypiasz karnawał... ale to nienaturalne... Dlaczego nie czytasz?.. dawniéj czytałeś przez cale lato!..
Wielohradzki skrzywił się leniwo i z framugi osunął się na krzesło..
— Och!.. dawniéj to co innego... teraz nie mogę czytać... w głowie mi się miesza!..
Położył głowę na kolanach matki.
— Strasznie jestem zmęczony i śpiący — wyrzekł wpół sennym głosem.
Wielohradzka pochyliła się i pocałowała syna w czoło.
— Wiem, co cię trapi — wyrzekła pocichu — ale bądź dobréj myśli: wszystko się na dobre obróci.
Tadeusz szybko podniósł głowę.
— Tak mamcia myśli?
— Naturalnie. Inaczéj miałabym o pannie Dobrojowskiéj bardzo złe wyobrażenie... Ale pod tym względem jestem spokojna. Znam jéj matkę i choć jest tylko Jeleń z domu, ale wiem, że ma doskonałe