Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



VII.

Powoli zapadał zmrok i wkradał się do okna, przy którym szyła Wielohradzka.
Koło niéj Tecia składała już robotę i przysuwała maszynę do ściany.
Stara kobieta usiłowała napróżno nawlec igłę.
— Niech pani pozwoli... ja nawlekę!.. — wyrzekła Tecią — wyciągając rękę.
Wielohradzka podała jéj igłę i nitkę. Tecia zbliżyła się do okna i zaczęła nitkę zębami przygryzać.
Wielohradzka patrzyła na nią przez chwilę. Blada twarz młodéj dziewczyny nabrała teraz bladości opłatka: jedynie tylko czarne oczy świeciły się wśród téj białéj maski.
— Brałaś dziś pigułki? — spytała nagle Wielohradzka,
— Brałam, proszę pani.
— A piłaś wino czerwone?