Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Felka. Starała się ciągle być podwójnie uprzejmą, za siebie i za syna, który siedział wciąż milczący, z pustym talerzykiem w ręce.
Nagle Pikniewiczowa wytwornym gestem przywołała do siebie Felka.
— To nie wszystko! — wyrzekła. — Felix nauczył się powinszowania na pamięć...
I zwróciwszy się do wnuka, dodała parafiańską francuzczyzną:
Dis ton compliment, mon ami!..
Felek podciągnął nosem, opuścił ręce, i przestępując z nogi na nogę, recytować zaczął:

Teciu miła, Teciu droga
W uroczysty dzień imienia,
Niechaj wielka łaska Boga
Twoje czoło opromienia.

Bądź szczęśliwą i wesołą,
Roztaczaj uśmiech wokoło;
Niechaj szczęście i dostatki
Staną na progu twéj chatki.

Recytujący głos dziecka rozlegał się w ciszy, którą przerywał tylko donośny oddech pana Janczewskiego, sapiącego w swem apoplektycznem usposobieniu. Pikniewiczowa kiwała w takt głową, Wielohradzka usiłowała przybrać zachwyconą minę, Tecia stała nieruchoma, wpatrzona teraz z rodzajem rozrzewnienia w bladą twarzyczkę brata. Zdawało