Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tarycznych informacyj o wysokości, ciężarze, głębokości, czasie i zaludnieniu. Była to zmora głupoty. Podczas najkrótszej pauzy w rozmowie mógł on zapytać n. p. czy rozmówcy nie wiedzą przypadkowo, ile beczek rdzy zeskrobuje się co rok z mostu Menai, lub też ile sklepów konkurencyjnych wykupił pan Whiteley, od chwili otwarcia własnego interesu. Stosunek znajomych do tego niewyczerpanego gadacza wahał się, zależnie od jego obecności, między strachem, a obojętnością. Okropną była myśl, iż mózg jednego człowieka nabity jest tak niesłychanem bogactwem bez pożytku. Równało się to zwiedzaniu imponującego muzeum, galeryj, serwantek z próbkami błota ulicznego, zwyczajnem wapnem, połamanemi laskami i lichym tytoniem. Po latach dopiero dowiedziałem się, że ten nieznośnie prozaiczny, nudny człowiek był w rzeczywistości poetą. Przekonałem się, że każda próba jego wszechstronnych informacyj była absolutnie i bezwstydnie kłamliwa, że obmyślał ją sobie za każdym razem, idąc z wizytą, dowiedziałem się, że nie zeskrobuje się żadnej rdzy z mostu Menai, zaś pan Whiteley i konkurenci byli tworami poetyckiego mózgu. Natychmiast potem odczułem żarliwy respekt przed człowiekiem, który był tak przygodnym, zupełnie bezinteresownym i jednostronnym łgarzem. Był to zapewne wypadek l’art pour l’art.
Żart, uprawiany z taką powagą przez dłuższy