Strona:G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ludzie umierają zadowoleni na stanowiskach niemych wice-ministrów. Nietyle pragnął powodzenia, ile sławy, dawnej ludzkiej chwały — poklasku i podziwu tłumów. Takim był Dickens gdy szedł ulicą, ubrany na sposób francuski, i bardzo z siebie zadowolony.
Jego prywatne życie składało się z jednej tragedji i dziesięciu tysięcy komedyj. Za tragedję uważam jego jedyną prawdziwą, rozdzierającą tragedję moralną — zawód małżeński. Kochał serdecznie swoje dzieci, a kilkoro z nich umarło; lecz tego rodzaju smutek nie jest gwałtowny, a przedewszystkiem nie przynosi ujmy. Koniec życia nie jest tragedją jak koniec miłości. A kiedy mówię o dziesięciu tysiącach komedyj, mam na myśli cały układ jego życia, jego listy, jego rozmowy, które były nieustającą sarabandą warjackich i natchnionych improwizacyj. Jeśli to tylko było w jego mocy, nie pozwolił nigdy by jeden dzień życia minął w zwykły sposób. Zawsze się zdarzył jakiś wybryk, jakaś gwałtowna propozycja, jakiś aktualny figiel, jacyś niespodziewani goście, jakieś raptowne zniknięcie. Opowiadają o Dickensie, (biorę jedną ze stu anegdot), że pewnego dnia w czasie swej ostatniej wizyty w Ameryce, kiedy już uginał się pod brzemieniem choroby, która miała być śmiertelna, zwrócił uwagę towarzysza na szereg malowanych chat, które według niego wyglądały zupełnie jak malowana dekoracja sklepów w pantominie. Zaledwie to zda-