Strona:Głodne kamienie.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znaczne sumy w gotówce, ja zaś ważyłem te propozyzje z nieubłaganą bezstronnością na wrażliwych ważkach swego samopoczucia. Jednakże żadna panna nie nadawała się na mą towarzyszkę. Przyszedłem do przekonania, że, może być, mówiąc wraz z poetą Bhawabhuti:

W tym nieskończonym czasie i nieskończonym świecie,
Ta, co mnie zrównoważy, narodzi się raz przecie.

Jednakże rzeczą wielce dla mnie wątpliwą było, czy ta niezrównana istota istnieje już teraz w dzisiejszych nędznych czasach i na ograniczonej przestrzeni dzisiejszego Bengalu.
Tymczasem rodzice, którzy nie rezygnowali ze mnie, wyśpiewywali hymny na mą cześć we wszystkich tonacjach i rytmach.
Otóż, pomijając już, czy mi się ich córki podobały czy nie, nie mogę powiedzieć, aby mi te hołdy nie przypadały do smaku. Przywykłem uważać je za coś, co mi się zupełnie słusznie należy z tego powodu, że jestem taką doskonałością. Uczy się nas przecie, że bogowie, przeznaczając dla ludzi swe dary, mimo wszystko oczekują od swych wiernych, aby oni pilnie oddawali im cześć i gniewają się, gdy się ich zaniedbuje. Te boskie pretensje były we mnie silnie rozwinięte.
Wspomniałem już, iż Thakur Dada miał jedyną wnuczkę. Widywałem ją często, ale nigdy nie uważałem jej za piękną. Nigdy też nie przyszło mi na