Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczyna stała dalej u drzwi. Wstrząsała w bezsilnym gniewie klamką, to znów padała na kolana, składając poranione dłonie i błagając przebaczenia.
Nikt jej nie słyszał, nie odpowiadał, nie otwierał.
Straszna chwila. Dreszcz mnie przejmuje gdy to opowiadam. Wróciła z balu, którego była królową. Dumna, bogata, szczęśliwa, w chwilę później popadła w bezgraniczną niedolę. Wygnana została z domu na straszny mróz. Nie bito jej, nie szydzono z niej, nie przeklinano, jeno wygnano z lodowatem, bezlitosnem okrucieństwem.
Przywodzę sobie na myśl tę mroźną, wygwieżdżoną noc, która ją otaczała, tę niezmierną, białą noc, o pustych rozłogach śniegu i cichych lasach. Wszystko spało, ona jeno stanowiła punkt żywy wśród tej śnieżnej bieli, a cały ból świata skupił się w tym punkcie właśnie. Ach Boże... to strasznie tak cierpieć samotnie, pośród stężałego w zamrozie świata!
Po raz pierwszy poznała okrucieństwo. Matce nie chciało się wyjść z łóżka, by ją ocalić, starzy służący, którzy kierowali pierwszemi jej krokami, słyszeli dobrze, a żaden nie ruszył palcem.
Jakiejże dopuściła się zbrodni i gdzie miała szukać miłosierdzia, jeśli nie tu? Nawet po dokonanem morderstwie, pukając tu, wierzyć mogła chyba w przebaczenie, nawet jako ulicznica, okryta łachmanem, mogła przecież liczyć na serdeczne przyjęcie. Wszakże za temi drzwiami był jej dom i miłość ją czekać musiała.
A może ojciec uzna, że dość kary i otworzy?
— Ojcze! — wołała. — Wpuść mnie, drżę z zimna. Tutaj tak strasznie!
— Matko! Matko, któraś się tyle nachodziła koło mnie, uczyń kilka kroków dziś! Ty, któraś tyle przeczuwała nocy, zbudź się, zbudź, dziś tylko, już ei nie sprawię przykrości nigdy!
Tak woła i nasłuchuje bez tchu, ale nikt nie nadchodzi, nie odpowiada.
Załamuje rozpacznie ręce, ale w oczach jej niema łez.
Niesamowicie cichy jest ten długi dom, o zamkniętych drzwiach i czarnych oknach. W cóż się teraz obróci