Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opuszczona, napiętnowana na całe, całe życie? I to własny ojciec wypalił jej znak hańby na ramieniu!
— Ojcze! — zawołała ponownie. — Cóż się ze mną stanie? Ludzie mnie posądzą o najgorsze rzeczy!
Płakała teraz i lamentowała, a ciało jej sztywniało od mrozu.
Dziwne, że spaść może tak wielka niedola na człowieka, który stał przed chwilą tak wysoko! Łatwa to rzecz! Straszne jest życie! Któż bezpieczny w tej łodzi? Wkoło nas szaleją fale zatraty, jak fale morza wśród burzy, spinają się łakomie po ścianach wątłego stateczku. Chcą go przewrócić. Nigdzie oparcia, nigdzie lądu, nigdzie pewnego okrętu nawet, jak okiem sięgnąć sam tylko niezbadany przestwór nieba ponad oceanem zła.
Cicho! Cicho! Nareszcie. W sieni szeleszczą lekkie kroki.
— Czy to ty, mamo? — pyta.
— Ja, dziecko drogie!
— Czy mogę wejść?
— Djciec nie chce cię wpuścić.
— Przybiegłam z Ekeby w cienkich trzewikach po śniegu, stoję tu już od godziny, zmarznę na śmierć. Czemuście odjechali?
— Dziecko moje, dziecko, czemuż całowałaś Göstę?
— Powiedzże, mamo, ojcu, że go mimo to nie kocham. To był żart. Nie myślę wychodzić za Berlinga!
— Idź, dziecko, na folwark i proś, by cię przenocowano. Ojciec pijany i nie można z nim dojść do ładu. Zamknął mnie na górze, wymknęłam się, gdy zasnął. Zabije cię, gdy wrócisz teraz do domu.
— Matko, czyż mam iść do obcych? Jesteś więc równie okrutną jak ojciec? Jakże mogłaś pozwolić, by mnie wygnał? Jeśli nie otworzysz, położę się w śniegu!
Matka położyła dłoń na kluczu. W tej samej jednak chwili zatętniły schody pod ciężkiemi krokami i zabrzmiał ostry głos.
Marjanna usłyszała, że matka odchodzi, a ojciec ją klnie... potem zaś...
Usłyszała coś strasznego... w cichym domu wszystko słychać było wyraźnie.