Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



STARE PIEŚNI.

Marianna Sinclaire siedziała pewnego, cichego popołudnia przy końcu sierpnia w swym pokoju i porządkowała listy i papiery.
Wokoło niej było mnóstwo porozstawianych różności Wielkie, skórzane torby, kute żelazem walizy powozowe, a na krzesłach i kanapach leżały części jej ubrania. Wydobyła przeróżne rzeczy ze skrzyń na strychu, z szaf i kufrów. Wszędzie lśnił jedwab, płótno, klejnoty i cacka, które czyścić zamierzała, oraz szale i futra dla wyboru i naprawy.
Marjanna wybierała się w długą podróż, a nawet nie wiedziała, czy kiedykolwiek wróci do kraju. Stanęła właśnie na rozdrożu życia i paliła mnóstwo starych listów i zapisków, nie chcąc ciężaru wspomnień.
Nagle wpadła jej w rękę paczka starych pieśni. Były to odpisy pieśni ludowych, które jej śpiewała matka w dziecięcych latach. Rozwiązała sznurek i zaczęła czytać.
Po chwili uśmiechnęła się smutnie do przedziwnej mądrości, jaką głosiły te stare pieśni.
— Nie dowierzaj szczęściu, ni oznakom szczęścia, ni różom, ni innym uroczym kwiatom.
— Nie dowierzaj śmiechowi! — powiadały. — Oto piękna Walborga jedzie w czerwonej, pozłocistej karecie, a jest tak smutna, jakgdyby podkowy i koła miażdżyły jej szczęście.
— Nie dowierzaj tańcowi! — mówiły. — Nogi mkną nieraz lekko po lśniącej podłodze, a serce cięży ołowiem. Jung Kirsten tańczyła wesoło, a młode życie uciekało z niej przytem.
Nie dowierzaj żartom! — mówiły. — Nie jeden zasiada do stołu w żarcikach, a radby umrzeć ze smutku.