Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wielka troska zapanowała w domu twoim! — chciał powiedzieć. — Serce mi krwawi na tę myśl. Musisz wracać do domu i doprowadzić ojca do rozsądku. Matce zagraża ciągle niebezpieczeństwo! Musisz wracać ukochana!
Miał na ustach takie słowa wyrzeczenia się, ale nie zostały wypowiedziane.
Padł na kolana przy jej łożu, ujął w obie dłonie jej głowę i ucałował. Spojrzał i uczuł, że nie może mówić. Serce biło, jakby chciało rozsadzić pierś.
Ospa zeszpeciła piękne oblicze, skóra zgrubiała i osypana została dziobami i bliznami. Krew nie miała już nigdy przezierać na policzkach, a błękitne żyłki czoła znikły na zawsze. Oczy zagasłe przysłaniały nabrzmiałe powieki. Ni śladu brwi nie zostało, a biała emalja oczu pożółkła.
Wszystko zniszczało. Śmiałe linje zgrubiały i ociężały strasznie.
Wielu opłakiwało potem zniknioną piękność Marjanny Sinclaire, ale pierwszy człowiek, który zobaczył tę ruinę nie poddał się bólowi. Nie wysłowione uczucia przepoiły duszę jego, im dłużej patrzył tem goręcej biło mu serce, a miłość wzbierała, niby rzeka na wiosnę. Płomienne jej fale wystąpiły na oczach jako łzy, jako westchnienia na ustach, oraz drżenie całego ciała.
Zapragnął bronić jej, nagrodzić wszystko, być jej niewolnikiem i obrońcą!
Jakże silną jest miłość po przejściu ogniowego chrztu cierpienia. Nie mógł teraz mówić o rezygnacji i rozstaniu. Chciał jej oddać życie i gotów był dla niej na śmiertelny grzech.
Nie rzekł jednego, rozsądnego słowa, płakał tylko i całował ją długo, aż stara pielęgniarka oświadczyła, że czas mu odejść.
Gdy poszedł, leżała Marjanna bez ruchu i pomyślała, wspomniawszy jak był wzruszony:
— Dobrze jest być aż tak kochaną.
Tak kochaną? Cóż jednak czuła ona sama? Ach... nic! Mniej nawet niż nie!
Czyż zmarła miłość jej, czy uciekła dokądś, czy może ukryła się w sercu? Może siedziała tam, w naciemniej-