Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiać się, i chociaż we dnie ja absolutnie nie dopuszczę do tego i na to nie pozwolę, ale w nocy, we śnie, gdy wola od człowieka odlatuje, może mnie spotkać bardzo poniżający los jakiegoś kartofla, placka lub cielęciny. Myśl taka doprowadza mnie do szaleństwa. Już z tego jednego powodu należałoby zmienić przepisy cłowe i zezwolić na import sukien angielskich, które są mocniejsze, a więc i dłuższy będą stawiały opór naturze, na wypadek, jeśli się wpadnie w krokodyla. Przy pierwszej sposobności podzielę się swą myślą z którymś z mężów stanu, a równocześnie i z referentami politycznymi naszych petersburskich dzienników. Niechaj ją wykrzyczą. Spodziewam się, że oni nie tylko w tem jednem zapożyczą się u mnie. Przeczuwam, że każdego rana cały tłum ich, uzbrojony w redakcyjne 25-kopjejkówki, będzie się cisnął wokół mnie, by ułowić myśli moje o wczorajszych telegramach. Krótko mówiąc — przyszłość przedstawia mi się w bardzo różowem świetle.
„Gorączka, gorączka!“ szeptałem do siebie.
— Przyjacielu, a wolność? — przemówiłem, pragnąc w całości poznać jego zdanie. — Przecie ty znajdujesz się, powiedzmy, w ciemnicy, podczas gdy człowiek powinien rozkoszować się wolnością i swobodą.
— Dureń jesteś, — odpowiedział, — tylko ludzie dzicy lubią niezawisłość, ludzie zaś mądrzy lubią porządek, a jeśli niema porządku...
— Iwanie Maciejowiczu, oszczędzaj mnie i zlituj się!
— Milcz i słuchaj! — wrzasnął zły, że mu przerwałem. — Nigdy jeszcze nie szybował duch mój tak, jak teraz. W ścisłem schronisku swojem obawiam się jednego — krytyki literackiej poczytnych czasopism i gwizdania naszych świstków satyrycznych. Lękam się, by lekkomyślni goście, głupcy i zazdrośnicy i wogóie nihiliści, nie wystawili mnie na śmiech. Zarządzę jednak środki