Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, do wnętrzności, do wnętrzności krokodylich... powiedzmy, celem przeprowadzenia badań, celem zaznajomienia się na miejscu z faktami. Rzecz to nowa, naturalnie, ale zgodna z duchem postępu i równocześnie wykaże troskę rządu o oświatę mas...
Timofjej Siemionycz zamyślił się.
— Odkomenderować osobnego urzędnika, — rzekł wkońcu, — do wnętrzności krokodyla ze szczególnemi poleceniami, — jeśli idzie o moje zdanie osobiste, — byłoby to nadużyciem. W budżecie państwa coś takiego nie jest przewidziane. Zresztą, jakież to szczególne polecenia do tych okolic możnaby mu wydać?
— No, powiedzmy dla gruntownego zbadania natury tam na miejscu, w samym środku życia. Obecnie wszędzie wybiły się na pierwsze miejsce nauki przyrodnicze, botanika... Więc on by tam żył i przysyłał komunikaty... No, naprzykład, o trawieniu jadła albo poprostu o zwyczajach i obyczajach. Celem zebrania faktycznego materjału.
— To znaczy, dla statystyki, to ma pan na myśli. W tem to już ja nie jestem specjalistą ani filozofem. Powiada pan: fakty, — my i bez tego zawaleni jesteśmy faktami i nie wiemy, co z niemi począć. A w dodatku ta statystyka to rzecz niebezpieczna...
— Czemuż to?
— Niebezpieczna, powtarzam, a przytem zgodzi się pan ze mną, że on będzie nam komunikował o faktach, że tak powiem, leżąc na boku, a czyż można pełnić obowiązki służbowe, leżąc na boku? Byłoby to wprowadzeniem nowych i na pewno niebezpiecznych zwyczajów w urzędowaniu; a zresztą, znowu nie posiadamy tu odpowiedniego precedensu. Gdybyśmy posiadali bodaj najmniejszą tradycję w tym kierunku, to proszę bardzo, sądzę, że w takim razie możnaby go odkomenderować.