Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaniepokoiła go obecność nieznajomego człowieka, — małego, bronzowego chłopaka, który spał smacznie w skrzyni z sianem.
Podszedł więc węsząc podejrzliwie.
W tej samej chwili jednak obudził się też Birara.
Ujrzawszy wyciągniętą nad Amrą trąbę młodego słonia, chrapnął gniewnie, odtrącił ją i dał młodzikowi kuksańca w bok aż huknęło.
Znowu zapadła cisza.
Niebo stawało się bledsze. Szarzyzna przedświtu sączyła się już zewsząd.
Przeleciały, pośpiesznie machając skrzydłami, szare czapelki.
Jakiś ptak odezwał się w gąszczu palm areka.
Zdaleka dobiegło przeciągłe wycie szakala...
Na wschodniej połaci nieba poróżowiały obłoki.
Świt się zbliżał.