Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiej, dął mu w twarz, mruczał i wywijał ogonem.
— Muszę się teraz przespać, starowinko — ciągnął dalej Amra. — Wlezę do tego siana, a za to masz zapłatę!
To mówiąc chłopak wyciągnął z poza opaski banan i wrzucił go do paszczy przyjaciela.
Po chwili spał już zagrzebany w trawie, której nie zdążył zjeść Birara.
Słoń stał obok i długo jeszcze pomrukiwał.
Miał może jakieś wątpliwości, co do przyniesionej mu nowiny, lub może wyrażał zadowolenie i wdzięczność za smaczny, dojrzały banan.
Wkrótce zapanowała zupełna cisza. Od czasu do czasu tylko pluskała ryba w rzece i cienko cykały uganiające się za muchami nietoperze.
Birara spał.
Obudziło go stąpanie innego słonia.
Było to młode jeszcze i dość dzikie zwierzę, od niedawna tresowane.