Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ogromny, niezgrabny Birara z powodzeniem zastępował wyżła.
— Szukaj węża! — mówił do słonia Amra.
Birara opuszczał trąbę i podnosił uszy. Ostrożnie, jakgdyby ze strachem, rozchylał krzaki i kępy trawy, odrzucał duże kamienie i głośno sapał.
Gdy błyskawicznym ruchem podnosił trąbę, Amra rzucał się naprzód i wołał:
— Jest! Jest!
Długą tyką, zakończoną widełkami, przyciskał węża do ziemi, a po chwili zadzieżgał mu pętlę na szyję i z triumfem pokazywał Nassurowi zdobycz.
Królewicz klaskał w dłonie i śmiał się, patrząc na Birarę, chrapiącego ostrzegawczo i trwożnie.
W głosie jego brzmiało upomnienie:
— Bądźcie ostrożne, dzieciaki! Różne bywają węże...
Ostrzeżenia takie nie były wcale zbyteczne.
Pewnego razu, spotkawszy się