Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

płytami skalnemi odnajdywał zaczajone skorpjony — do raków podobne, o długich ogonach, zakończonych jadowitym haczykiem.
Nałapawszy sporo tych niebezpiecznych owadów, urządzali bitwę.
Oczyściwszy mały placyk, ogradzali go wetkniętemi w ziemię odłamkami kamieni i wpuszczali do środka zapaśników.
Długo krążyły po malutkiej arenie tarantule i żółte skorpjony, patrząc na siebie podejrzliwie i prostując się groźnie na grubych, mocnych nogach.
Wkrótce rozpoczynały walkę zaciętą i niemiłosierną.
Ani jeden z zapaśników nie zostawał przy życiu.
Pod koniec bitwy walka stawała się ogólną. Oszalałe, rozwścieczone owady biły się naoślep, tworząc jeden zwał drgających, szamocących się ciał.
Szczególniej jednak lubił Nassur polowanie na węże.