Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle lamowie, pełniący czynności sekretarzy, zwrócili głowę w stronę kaplicy, nadsłuchując, a po chwili padli na twarz. W tym samym momencie drzwi powoli się uchyliły i, podpierając się wysoką laską z kości słoniowej, wszedł, imperator Mongolji, „Żywy Buddha“, jego świętobliwość Bogdo-Dżeptsung-Damba-Hutuhtu-Gegeni-Chan.
Był to dość otyły starzec, liczący około 70 lat, o starannie ogolonem obliczu, przypominającem dumne twarze patrycjuszów rzymskich. Ubrany był w żółty „chałat“ mongolski z czarnem obramowaniem. Głowę miał prawie łysą, oczy szeroko rozwarte, jakby ździwione lub przerażone. Ciężko opadł na fotel i wyszeptał:
— Piszcie!
Lamowie z zasuniętych za pas futerałów natychmiast wydobyli papier i przyrządy do pisania. Bogdo zaś zaczął dyktować swoje widzenie i rozmowę z Buddhą w kaplicy. Czynił to w sposób bardzo zawiły i pełen alegoryj.
Starzec mówił długo, mowę zaś swoją zakończył sakramentalnym frazesem:
— Wszystko to widziałem ja, Bogdo-Chan-Hutuhtu, 31-szy „Żywy Buddha“, który tego dnia rozmawiał z wielkim, błogim i mądrym Buddhą, otoczonym dobremi i złemi duchami. Mądrzy lamowie, hutuhtu, kanpo, maramby i święci gegeni, raczcie wyjaśnić moje widzenie!