Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrażenie, więc staraliśmy się uniknąć rewizji paszportów.
Mój towarzysz-agronom powiedział mi później:
— Co za szczęście, że u bolszewików wczorajszy nieudolny szewc piastuje urząd gubernatora, a uczeni ludzie tymczasem zamiatają ulice lub czyszczą stajnie czerwonej kawalerji! Z bolszewikami, bądź co bądź, można się dogadać, ponieważ oni nie odróżniają „dezynfekcji“ od „influency“ i „antracytu“ od „apendicitis“. W nich można wszystko wmówić, dopóki nie wypuszczą kuli z rewolweru...
Rzeczywiście, udało nam się wmówić w komisarzy „czeki“ wszystko, co uważaliśmy za potrzebne. A więc kreśliliśmy im wspaniały obraz przyszłego rozwoju kraju, gdy wybudujemy szosy i mosty, które dadzą możność eksportowania lasu, wełny, skór z Urianchaju, rud, nafty, i złota z Sajanów, bydła z Mongolji, drogich futer z lasów, rosnących u źródeł Jeniseju...
Nasza „oda“ trwała około godziny, lecz triumf po niej był zupełny, gdyż „czekiści“, zapomniawszy już o dokumentach, sami prze-