nosili nasze rzeczy na nowy wóz i życzyli nam powodzenia na chwałę rządu sowietów.
To było ostatnie nasze zajście w granicach Rosji.
Po przebyciu doliny rzeki Amył szczęście nam sprzyjało. Spotkaliśmy na promie za Karatuzem starszego dozorcę milicji, który wiózł z sobą kilka karabinów i magazynowych rewolwerów Mauzera. Były one przeznaczone dla oczekiwanej wyprawy milicji w głąb Urianchaju w celu pościgu za jakimś kozackim oficerem, „katem wolnego, rewolucyjnego ludu“, jak go nazywał nasz nowy znajomy. Nowina ta była dla nas bardzo ważna, gdyż łatwo moglibyśmy się spotkać z tym oddziałem, a nie mieliśmy pewności, czy oda o szosach i mostach po raz drugi będzie miała magiczny wpływ na tych bandytów. Ostrożnie wybadawszy dozorcę, ustaliliśmy drogę, którą miała wyruszyć ekspedycja. W ostatniej wsi rosyjskiej na pograniczu Urianchaju, zatrzymaliśmy się w jednym domu z dozorcą, czekając na zmianę koni. Podczas przekładania rzeczy, zauważyłem nagle zachwycony, wniebowzięty wzrok dozorcy, zwrócony w stronę mojego tobołka.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/63
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.