Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ci Tatarzy ocalili nas od niechybnej zguby, gdyż wytłumaczyli nam, że przez Gobi w tej porze roku konno przejechać nam się nie uda. Ani śladu pożywienia nie moglibyśmy znaleźć w pustyni.
Musieliśmy wynaleźć wielbłądy i zamienić je za nasze zmordowane konie i inne przedmioty.
Jeden z Tatarów podjął się przeprowadzenia takiej wymiany, i nazajutrz sprowadził do nas bogatego Mongoła — Ordosa, który dał nam dziewiętnaście wielbłądów wzamian za wszystkie nasze konie, za karabin, rewolwer i siodło kozackie.
Ten sam Mongoł udzielił nam przyjacielskiej rady, abyśmy odwiedzili święty klasztor Narabanczi, ostatnią świątynię lamaicką w drodze z Monglji do Tybetu.
Opowiedział nam, że święty hutuhtu klasztoru jest „przeistoczonym Buddhą“ i czułby się dotknięty, gdybyśmy nie wstąpili do „kure“ i nie zanieśli naszych modłów przed srebrny posąg starożytnego Buddhy w „świątyni błogosławieństwa“. Tam zwykle modlą się pielgrzymi, dążący do „ogniska mądrości i bło-