Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Buterlewicz poruszył wąsami i w milczeniu skinął głową.
— No, to i dobra! Szykuj ludzi, wachmistrzu! — mruknął Lis.
Od tego dnia przez niespełna dwa miesiące rzucał się zuchwały zagończyk po Białej Rusi, zapędzając się aż pod Witebsk. Rosjanie, nie mając pojęcia o istotnych siłach nieznanego szaleńca wysłali przeciwko niemu pułk kawalerji z lekkiemi działami.
Lis zawczasu dowiedział się o tem i, nie czekając rozpoczęcia pościgu, ruszył prawym brzegiem Dźwiny na Połock, Drissę, Siebież, Lucyn i Rzeżycę, niszcząc urządzenia etapowe, napadając na transporty, podpalając składy i szerząc popłoch.
Dwoił się, troił Moskalom w oczach, rozsyłając na wszystkie strony swoje szczupłe, lecz zuchwałe oddziałki.
Koło Rzeżycy miejscowy szlachcic Kiełbsz opowiedział mu, że już od dwóch miesięcy wojska polskie prowadzą wojnę na Litwie, gdzie odbył się wreszcie nieudany atak na Wilno. Szlachcic miał wieści o tem, że po ekspedycji na stolicę Litwy generał Giełgud cofa się na północ trzema kolumnami i że podobno dochodzi już do Szawli, ścigany przez Moskali.
Nie zwlekając, ruszył Lis na zachód, przeprawił się przez Dźwinę i 15 lipca, nie dojeżdżając wsi Degucie, spotkał duży oddział polski. Mieszanina oficerów i żołnierzy różnych pułków zdziwiła go i zaniepokoiła. Jął