Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lonej ucieczki. Należy więc imać się innych sposobów... Jakich?
Znowu setki, tysiące planów, myśli, pomysłów, wirujących w zawrotnym korowodzie i nagle pierzchających, gasnących, odrzucanych nielitościwą ręką zimnej i głębokiej rozwagi.
Myśl o porzuceniu Syberii owładnęła Lisem i stała się celem jego życia, chociaż nie zwierzał się z tym nawet przed żoną.
Nie chciał budzić w niej tychże palących pragnień i bał się, że pewnego strasznego dnia powiedzą sobie w rozpaczy zimnej:
— Basta! Nic na to nie poradzimy!...
Jednocześnie wierzył, że w końcu jednak uda mu się obmyślić jakiś plan wykonalny i niezawodny, lub też że wypadek dopomoże im w osiągnięciu wymarzonego celu.
Przed Bożym Narodzeniem nad Ałgim przybyły narty Rodionowa, a siedzący na nich Sieńka, wymachujący długą żerdzią do poganiania reniferów, krzyknął radośnie:
— Pocztę przywiozłem! Skrzynię i listy!
Lisowie z radością witali chłopaka, słuchali jego opowiadań o życiu w Narymie, o nowym komisarzu policji, człowieku surowym, lecz sprawiedliwym, o zdrowiu rodziny i znajomych, o przyjaciołach, którzy ukłony zasyłali dla zesłańców.
Garsa z głośnym śmiechem wniósł do izby sporą skrzynię, przysłaną z Polski; młody Rodionow przydźwigał drugą, mniejszą — od doktora Grubera i kilka listów.
Rodzice i krewni pani Julianny, jak zwykle, przesyłali upominki świąteczne, lekarstwa, książki, papier, ołówki i inne przyrządy do pisania; doktór Gruber dostarczył brakujących środków leczniczych; w listach zaś zesłańcy znaleźli wieści o rodzinie, o Polsce, a także opłatki i powinszowania. W liście swoim ciotka Romerowa donosiła, że