Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


urząd i pozostawił po sobie na Karze najlepsze wspomnienia.
Uradowany z takiego obrotu rzeczy, starosta powrócił do więzienia... Tu to oznajmienie komendanta znalazło potwierdzenie w słowach dwóch nowoprzybyłych żandarmów, którzy opowiadali, że przyjechali z Wiercholeńska, że w chwili ich wyjazdu rotmistrz Jakowlew już wiedział o swej nominacyi na komendanta i szykował się do wyjazdu...
Czyż po tym wszystkim mogliśmy mieć jakąkolwiek wątpliwość co do autentyczności tej urzędownie nam zakomunikowanej wiadomości? Natychmiast dano znać o wszystkim głodzącym się towarzyszkom i głodówka została zaniechaną.

ROZDZIAŁ IV.

Wielki urok ma życie! Nawet skazany na dożywotnie więzienie czepia się go i chwyta, jak konający chwyta powietrze... Zaledwie przychylna odpowiedź władz na całoroczne niemal domagania się więźniów, została nareszcie wydartą, gdy już wszyscy znowu chwytali całą piersią to nędzne życie więzienne...
I znowu w więzieniu zawrzało, jak w ulu... Korzystając z lata, więźniowie całe godziny spędzali na podwórzu więziennym, zabawiali się grą w rodzaju kręgli, urządzili gimnastykę i systematycznie nią się zajmowali.
Minął maj, czerwiec... Zbliżyła się chwila wielkiej rocznicy — stulecia wzięcia Bastylji... Tej chwili zburzenia symbolu tyraństwa Kara nie mogła nie świętować uroczyście. Ze szczupłych funduszów więziennych