Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieje, natychmiast w najodleglejszych zakątkach państwa nagle bez żadnych przejściowych kroków następuje zwrot, zmiana. Wczoraj jeszcze wygnańcy, mieszkający w miastach lub we wsi, swobodnie chodzili na polowanie, robili dłuższe wycieczki... Władze miejscowe nieraz nietylko milcząco na to zezwalały, ale i w prywatnej rozmowie zaznaczały, że nie sposób jest krępować pod tym względem więźniów... Naraz wszystko to ustaje... Wygnaniec kroku po za miasto zrobić nie może... Ustawa, która wczoraj jeszcze spoczywała „pod suknem“, dziś posiada siłę obowiązującą, i zaczynają się awantury, sprawy, protesty, deportacya coraz dalej na północ, a niekiedy i krwawe starcia...
W więzieniach używanym bywa ten sam system. Wszystkie zalecane przez ustawę środki, w normalnych czasach uznawane za niewykonalne i niedorzeczne, odrazu otrzymują moc obowiązującego prawa. Odcięci od świata więźniowie oczywiście nie mogą być „au courant“ polityki rządu i zmiana ta zaskakuje ich z nienacka. Przyzwyczajeni już do innego obchodzenia się z nimi, nieraz przypisują tę zmianę gburowatości danego osobnika — żandarma, a nawet komendanta — i ostro, bez porozumienia się z innymi towarzyszemi, z miejsca dają odpowiedź rzekomemu gburowi... Ale niebawem przekonywują się, że wpadli w rozstawione sidła, że władze tylko szukały pretekstu do zaczepki... I znowu w cichym dotąd więzieniu rozpoczynają się starcia, protesty, gwałty...
Jest to nader charakterystyczne, że szał protestu zawsze naraz ogarnia wszystkie więzienia w państwie,