Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowód swej czujności do gubernatora, by po tygodniu znowu szukać, znowu znaleźć i znowu się pochwalić... Niekiedy to chwalenie się bokiem wyłaziło komendantowi. Razu jednego przyłapał pocztę do więzienia dla kobiet. Niezwykła ta gratka — schwytano przeszło 60 listów — wprawiła go w zachwyt. Natychmiast, nawet nie przeglądając schwytanej korespondencyi, opieczętował ją i przesłał do Czyty... Był pewien pochwały za gorliwość. Naraz otrzymuje w bardzo ostrych wyrazach zredagowane pytanie: z czyjego zezwolenia więźniowie stanu mają w więzieniu aparat fotograficzny?... Gdzie? co? jak? jakim sposobem i skąd wie o tym gubernator, on, komendant więzienia, po raz pierwszy o tym słyszy? Biedakowi nawet na myśl nie przychodziło, że sam nasmarował na siebie donos, bo przesłał gubernatorowi korespondencyę, w której znajdowało się kilkanaście fotografii, zdjętych w więzieniu i przesłanych towarzyszkom. Nie wiem, co komendant odpisał gubernatorowi i jak się usprawiedliwiał, ale nazajutrz znowu u nas zrobiono rewizye. Był to środek niemal że jedyny, zawsze stosowany, nieraz dający realne rezultaty w postaci książek, które drogą nielegalną dostały się do więzienia, ale jako środek zapobiegawczy, zawsze chybiający celu. Ale żandarmi i temu byli radzi, nawet nie podejrzywając, że takie książki, jak dzieła Marksa, Engelsa, Czernyszewskiedo i t. p., surowo nam zabronione, oczywiście dlatego, by nas uchronić od zarazy socyalistycznej, pod firmą innych autorów, stale się w więzieniu znajdowały i nieraz sami żandarmi przenosili je z jednego więzienia do drugiego, nie przypuszczając nawet, jakie