Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wierzchniego ubrania nie aresztanckiego do więzienia nam nie przepuszczano, głowy zgodnie z instrukcyą nam golono, do noszenia kajdan nie zmuszano, co prawda, ale miejscowa władza widziała zupełną niemożność zmuszenia do tego i ograniczała się do żądania, by w razie odwiedzin władzy wyższej więźniowie na czas ich pobytu nakładali kajdany i żądania te były przez nas uwzględnione. W ogóle, gdyby stosunki zależały od władzy na miejscu, znającej warunki i wiedzącej czego można, a czego nie można żądać, zatargi następowałyby daleko rzadziej. Ale tak ważnej misyi, jak utrzymanie w karbach więźniów stanu, centralne władze nie decydują się oddać w ręce władzy miejscowej, układają w Petersburgu instrukcye, które przy zastosowaniu w praktyce nieraz ośmieszają je w obec całego świata.
Jedną z takich niedorzeczności jest punkt instrukcyi, wzbraniający uwięzionym pisania listów do rodziny i nakazujący komendantowi zawiadamianie raz na miesiąc rodzin uwięzionych o ich zdrowiu i potrzebach. Pomijając już to, że dla wykonania tego komendant musiałby mieć olbrzymią kancelaryę, przy pierwszej próbie zastosowania tego, rodziny, nie ufając zawiadomieniom komendanta, nie wierząc nawet, że żyją ci, o których zdrowiu zawiadamiał, podniosły w departamencie policyi olbrzymi alarm, oznajmiły, że nie mają nawet możności skontrolowania, czy przesyłane więźniom rzeczy i pieniądze dochodzą do nich i instrukcyę zmodyfikowano: więzień odtąd pisał własnoręcznie, ale pisząc sam pisał o sobie w imieniu komendanta. Bodaj to pomysłowość policyjna! I wy-