Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wody na 70—80 ludzi, zwłaszcza zimową porą, dzwiganie i rąbanie drzewa było uciążliwe i przykre.
Bądź co bądź te zajęcia, zarówno jak i utrzymywanie porządku w celi zupełnie nie odpowiadały pojęciu „ciężkich robót“. Ale nie tylko pod tym względem Kara bardzo mało pozostawiała do życzenia. Każdy mógł robić, co mu się podobało. Byli tacy, którzy poważnie studyowali pewne działy nauki, inni znowu uprawiali rzemiosła, jeszcze inni sztukę.
W czasie pomiędzy zajęciami nie gardzono i rozrywkami. Urządzano rozmaitego rodzaju gry, niekiedy wspaniały chór zbierał się w jednej z cel i osładzał nam chwile więzienne śpiewem jaknajrozmaitszych pieśni najrozmaitszych narodowości, pomiędzy innemi i polskich. Nie zapomnę chyba nigdy, jakie sprawił na mnie wrażenie śpiew „Boże coś Polskę“... w znakomitym rosyjskim tłumaczeniu:

„Boże czto Polszu rodimuju naszu
Cholił, leliejał stol dołgije gody
Nynie k tiebie my woznosim molenje
Daj nam swobodu, poszli izbawlenje“.

Z polskich pieśni w rosyjskim tłómaczeniu śpiewano również „Wiatr szumnie wionął“, po polsku śpiewano „Z dymem pożarów“, „Co to za gwar“ i inne.
Władze nie przeszkadzały ani grom ani śpiewom. W ogóle w czasach normalnych — a właśnie myśmy przybyli w takich czasach na Karę, — sprawowały się zupełnie poprawnie, w niczym nie przekraczając granic zachowania formalności. Listy, książki i rzeczy przesyłane przez krewnych kontrolowano i rewidowano,