Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak opętani rzucili się prowadzący spór do kotła z zawczasu przygotowanemi naczyniami. Ale spór był zbyt zażarty, by go odrazu przerwać było można. Są chwile przerwy w pracy podczas nalewania naczyń. Korzystają z tego. Spór trwa. Roznieśli wrzątek. Chwytają za kubeł do wody, biegną do beczki, nalewają. To wszystko nie przeszkadza prowadzeniu dalszego sporu. Chwytają nalany kubeł, wlewają do kotła.
Krzyk rozpaczy, jaki się wyrwał z piersi kucharza, dopiero ich doprowadził do przytomności. Przed samym rozdaniem obiadu cały kubeł wody wleli do zupy. Lotem błyskawicy wieść o wypadku w kuchni obiegła całe więzienie. Nikt, oczywiście, żadnych wyrzutów nie robił winowajcom, kryjącym się po kątach. Odbyła się narada „specyalistów“.
Przyniesiono kupę drzewa i włożono do pieca. Obiad dano dopiero po godzinie, ale pięć wiader wody nie tak znowu łatwo wyparować i zupa była obrzydliwą.
Gdyby zechcieć takie epizody spisywać, nie starczyłoby chyba i skóry wołowej. Zwłaszcza nowicyusze dostarczali nie mało powodów do żartowania z nich, a brak i potrzeba wrażeń nieraz pobudzała bardziej doświadczonych do urządzania im „kawałów“. Celował w tym Paweł Iwanow. Pamiętam wypadek, kiedy dwom nowicyuszom Iwanow z najpoważniejszą miną w świecie dał w ręce duże tasaki kuchenne i kazał im porąbać proso. Nie zastanawiając się nad tym, co robią, usłuchali go i z jaki kwadrans rąbali. Innemu, jak zwykle nowicyusze, bardzo gorliwemu, gdy mu co chwila zawracał głowę zapytaniem: „a teraz co robić?“