Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiego rodzaju cięższych robót: dźwigania wody i drzewa, roznoszenia wrzątku, węgli, obiadów i t. p. — Wreszcie jeden, zwykle fizycznie słabszy — coś w rodzaju „popychadła“, którego posyłano po produkty do starosty, używano do obierania cebuli, rąbania mięsa i t. d. Główni kucharze zazwyczaj konkurowali pomiędzy sobą o lepsze i niektórzy zyskali na tym polu powszechne uznanie...
Nad wyraz dziwne musieliby sprawić wrażenie na obcego ci nasi dyżurni kucharze i ich pomocnicy. Spory zasadnicze, rozstrzygające losy nie tylko Rosyi, ale niemalże całego rodu ludzkiego, nie ustawały ani na chwilę i nieraz bardzo źle się odbijały na naszym obiedzie. Najgorzej się na nim odbiła kwestya, nader poważna zresztą, czy Rosya już wkroczyła na tory kapitalizmu, czy też jeszcze nie ma dostatecznych danych do wyciągania takiego wniosku. Spór prowadzili dwaj wybitni przedstawiciele dwóch różnych kierunków: cytowali fakty, cyfry, różnych autorów...
Naraz rozlega się rozkaz głównego kucharza:
— Roznosić wrzątek!
Jest to sygnał, że nastąpiła najgorętsza chwila... Na rozmowy wówczas już niema czasu. Jeden z dyżurnych staje przy kotle, z czerpakiem do nalewania w ręku, dwaj inni podstawiają naczynia, i pędem odnoszą do cel, by natychmiast wrócić, schwycić następne, znowu odnieść i t. d. Robota kipi. Po rozniesieniu wrzątku, nalewa się wodą opróżniony kocioł, roznosi się żarzące węgle i następuje najbardziej uroczysta chwila: podziału i roznoszenia zupy, gotowanej w kotle znajdującym się tuż obok kotła z wrzątkiem.