Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kłem. Wychodząc z tych założeń, więźniowie ustalili pewien, „ modus vivendi“.
Kilku ludzi wstawało między godziną 2-gą a 3-cią w nocy, w chwili gdy gwiazda „Syryusz“ wschodziła zimową porą nad palami, dzięki czemu nazywano ich „Syryuszami“. Ci „Syryusze“ siedzieli do rannej kontroli. Przez cały ten czas nie były dopuszczalne żadne rozmowy. Kto się budził pierwszy, nastawiał samowar i budził innych. Zachowując możliwą ciszę, ludzie się ubierali, myli i zasiadali za książkę, od której odrywali się na krótką chwilę, by zaparzyć herbatę i by wypić jednę lub dwie szklanki. Gdym pierwszy raz, obudziwszy się w nocy, zobaczył tych zagłębionych w księgi ludzi, sprawili na mnie wrażenie jakichś starożytnych mędrców…
By wstać o tak rannej godzinie, „Syryusze“ się kładli spać o 8-mej wieczorem, a w owej godzinie inna grupa — grupa wieczorników zasiadała do książki, by siedzieć nad nią do jakiej 2-giej w nocy. Do 10-tej wieczorem w celi jeszcze rozmawiano przyciszonym głosem, potym już nic nie zakłócało ciszy.
W ciągu dnia zato panowała w celi niczym niekrępowana wolność i o poważnym zajęciu nie mogło być mowy. A zresztą od samego rana już rozpoczynało się życie więzienne, nie bardzo sprzyjające umysłowej pracy. O 5-tej z rana na korytarzu rozlegały się kroki żandarmów i dźwięki kluczy, przyniesionych od komendanta. „Syryusze“ w każdej celi budzili dyżurnych i ci w piątkę szli do kuchni. O 7-mej, już ci dyżurni przynosili do wszystkich cel wrzątek i żarzące się węgle, „chleboriez“ — krajczy chleba – pokrajany