Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to wspomnienie wywołuje w mej duszy żywe uczucie przywiązania i wdzięczności względem tych, z którymi nie jeden rok przy jednym stole, na jednych „narach“ spędziłem… Była to niemal jedyna cela, która nie niwelowała indywidualnych różnic, nie ścierała indywidualnego piętna człowieka… To uszanowanie jednostki, uwzględniane zdania nie tylko mniejszości, ale nawet poszczególnych członków, było osobliwością tylko „Jakutce“ właściwą.
Mówiłem już o „patryotyzmie celkowym“, zastrzegam się, że to uczucie i mnie nie było, a bodaj że i nie jest obcym i że inni towarzysze może nie podzielają tego mego poglądu.
W chwili przybycia na Karę i ja również nie byłem zachwycony tym, że mię losy do „Jakutki“ rzuciły i zazdrościłem Dulębie i Rechniewskiemu, którzy się dostali do „Dworjanki“ — celi bardzo zgodnej, bardziej spokojnej i cichej, niż „Jakutka“. Niezadowolenie swe, oczywiście ukryłem głęboko w duszy i podążyłem za towarzyszami.
W „Jakutce“ już się paliła lampa, zwieszająca się nad podłużnym stołem. Obok stołu z obydwóch stron stały dwie długie a wąskie ławki. Ściany w celi były pobielane, tapczany i półki nad niemi zarówno, jak podłoga, świeciły czystością. Cela była duża, o trzech dużych oknach. Pierwsze wrażenie cela sprawiała wspaniałe… Odzwyczailiśmy się już od wygód stałego zamieszkiwania, a tu odrazu się odczuwało, że wszystko, co w tych warunkach jest możliwym dla udogodnienia życia, jest zrobionym.
W chwili mego wejścia do celi, było tu 12 sta-