Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dach otwarta... Trudny do wykonania plan, gdy się ma jedną laubzegę, gdy jest możność pracowania tylko w nocy, bo we dnie na otwór w suficie łatwo mogli żandarmi zwrócić uwagę. Ale, gdy nad głowami towarzyszy zawisła groźba śmierci, czyż mogło cokolwiek być ponad siły? Mańkowski pracował nieustannie. Niepowodzenia go nie zrażały, niebezpieczeństwo dlań nie istniało...
A czas upływał... Minął już drugi tydzień... trzeci...
21 dni... Niebezpieczeństwo wykonania wyroków pierzchło... Czyż mogli je po upływie tak długiego czasu wykonać?... Ale z drugiej strony czyż wobec tego te plany, które nie były ryzykownemi dla skazanych na śmierć, nie są zbyt hazardowne dla tych, których szczęśliwie ten cios ominął? Czyż nie lepiej będzie zająć się ułatwieniem im ucieczki z drogi na katorgę? Jeden z bodźców energicznej, na nic nie oglądającej się działalności, zniknął. Rozwaga i rozsądek, na chwilę wyrugowane hen daleko, znowu przypomniały o sobie... Fantastyczne plany ucieczki straciły urok, znajdowały coraz więcej przeciwników, aż wreszcie i niezmordowany Mańkowski dał za wygranę. Narzędzia i rewolwer znalazły się w bezpiecznym schronieniu... Czekaliśmy...
I znowu upłynął tydzień... drugi... Trzeci dobiegał do końca...