Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedz, bo jesteśmy zdecydowani, zasypać cię złotem i klejnotami, jako stać nas, potężnych stróżów tego zewłoku arki świętej, z którego uciekła dusza, owej pustej skrzyni, w której gospodarzą myszy jeno i szczury...
Uczuł, że nie zdoła przebić muru odgraniczającego go od świata żywych. Od tego też dnia począł się uważać za zmarłego. O wymknięciu się z niewoli nie było co i marzyć, pokusić się o wywiedzenie w pole kapłanów, także wydawało się szaleństwem. Ale lekceważyć odtąd począł Istagogos swych wrogów i nie przyjmował już arcykapłana codziennie, jak to miało miejsce dawniej, kiedy był przekonany o jego szlachetnych zamiarach.
Zostawiono go w spokoju, strzegąc pilnie.
Raz noc nadeszła czarna, bezksiężycowa. Istagogos odprawiwszy służbę rzucił się w ubraniu na łoże i zapadł w smutną zadumę.
Zrazu barwnym pochodem przeciągał przed oczyma jego duszy dzień dzisiejszy. Wszystkie szczegóły życia ujrzał z wielką wyrazistością, słyszał każde z wyrzeczonych słów, jak by je cud jakiś utrwalił w nim na wieki.
Wokół głęboka panowała cisza. Morze zda się zmartwiało pod czarnem, bezgwiezdnem niebem. Nie dochodził z tamtej strony szum zwy-