Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lja nic prawie o tem nie wiedziały. Zauważyły wprawdzie, że Sara była „grzeczna“ dla posługaczki, ale nie doszła do nich nawet głucha wieść o tych z trudem wydartych chwilach, gdy Becky, błyskawicznie uporawszy się ze sprzątaniem górnych pokojów, wkraczała do pokoju Sary, składając z westchnieniem ulgi ciężką paczkę węgli na ziemię. W owych chwilach powiastki szły za powiastkami, jak na zamówienie, a różne smakołyki wędrowały bądź do ust Becky, bądź do jej kieszeni jako zapas na noc, którą posługaczka spędzała w swem łóżku na poddaszu.
— Ale muszę je ostróznie zjadać, prosę panienki — odezwała się pewnego razu, — bo kiej ostawię okrusyny, zaro wyłazom scury, zeby je poźreć.
— Szczury! — zawołała Sara w przerażeniu. — To tam są szczury?
— Juści, całe gromady, panienko — odpowiedziała Becky takim głosem, jakby mówiła o rzeczy najzwyklejszej w świecie. — Na strychach zawdy bywo wiela scurów i mysów. Ciek się ta wkońcu przyzwycai do hałasu, który one robiom. Ja to sie tak przyzwycaiłam, ze sobie z nich nic nie robie, póki mi nie zacnom biegać po podusce.
— Och! — zawołała Sara.
— Cłek sie do wsyćkiego przyzwycai w cas jakisik — mówiła dalej Becky. — I panienka pewnikiem-