Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

właśnie, która miała Emilkę i tyle innych ładnych rzeczy; ona to siedziała przy niej i wpatrywała się w nią, jakby o czemś rozmyślając. Przycichłszy na parę sekund, żeby to sobie uświadomić, Lottie zamierzała rozpocząć nową serję płaczu, ale cisza panująca w pokoju oraz dziwna, skupiona twarz Sary sprawiły, że pierwszy krzyk miał brzmienie jakby bojaźliwe i nieśmiałe.
— Ja... nie... mam... mamusi! — oznajmiła, ale głosem już znacznie cichszym.
Sara wpatrzyła się w nią jeszcze uważniej, ale jakby z błyskiem zrozumienia w oczach.
— I ja też nie mam — odpowiedziała.
Odpowiedź ta była tak niespodziewana, że oszołomiona nią Lottie w jednej chwili opuściła nóżki na ziemię, wyciągnęła się, jak długa, i szaroko otworzyła oczy. Gdy inne środki zawiodą, najlepszym sposobem na uspokojenie płaksy bywa zwrócenie jego uwagi na inny przedmiot. Zważyć też należy, że o ile Lottie nie darzyła sympatją opryskliwej miss Minchin ani nadmiernie płaczliwej miss Amelji, o tyle lubiła Sarę, choć mało ją jeszcze znała. Choć więc nie myślała zrezygnować ze swego strapienia, jednakże już oderwała od niego swoje myśli; przeciągnęła się ponownie i zaszlochawszy głucho, zapytała:
— A gdzie jest twoja mamusia?
Sara zamilkła na chwilę. Opowiadano jej, że mamu-