Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co? sądzisz, że ci się to uda? — westchnęła.
— Nie wiem, czy mi się uda — odpowiedziała półszeptem Sara; — w każdym razie spróbuję.
Miss Amelja z ciężkiem westchnieniem podniosła się z klęczek, a Lottie wciąż w najlepsze wierzgała tłustemi nóżkami.
— Jeżeli pani wyjdzie cicho z pokoju — rzekła Sara, — to ja z nią tu pozostanę.
— Ach, Saro! — zajęczała miss Amelja. — Tak okropnego dziecka jeszcze u nas nie było. Zdaje mi się, że nie będziemy mogły jej dłużej trzymać!
Ostatecznie wymknęła się z pokoju, wielce rada, że znalazła po temu sposobność. Sara przez kilka chwil wpatrywała się w nadąsane, rozwrzeszczone dziecko, nie mówiąc ani słowa; następnie siadła koło niej na ziemi i czekała, co dalej będzie. W całym pokoju — pominąwszy gniewne krzyki Lottie — panowała zupełna cisza. Taki stan rzeczy wydał się dziwny małej pannie Legh, która nawykła do tego, by wrzaskom jej wtórowały prośby, groźby, nakazy i tkliwe namowy innych ludzi. Uderzyło ją przeto, że jedyna osoba, znajdująca się przy niej, wcale nie zwraca uwagi na jej kopanie, tarzanie się po ziemi i przeraźliwe wrzaski. Otwarła zaciśnięte, łzami nabiegłe powieki, by zobaczyć, kim zacz była ta osoba. Okazało się, iż była nią druga, mało co od niej większa, dziewczynka — ta