Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu zaznaczyć, że, wypowiadając ją, prokurator nie spełniał tylko oficyalnego obowiązku, ale wierzył najmocniej sam w słuszność swojej sprawy. O winie Dymitra był przekonany, a oskarżając go poruszył rozmaite palące kwestye, ważne, zdaniem jego, dla kraju i społeczeństwa.
„Panowie! — zaczął, — sprawa, która się tu obecnie rozgrywa, nabrała olbrzymiego rozgłosu w całej Rosyi. I skądże to pochodzi? Wszakże w zawodzie naszym podobne rzeczy są czemś tak powszedniem, że w końcu wrażliwość nasza tępieje i staje się obojętna na objawy najbardziej potworne. Ależ panowie, w tem właśnie tkwi niebezpieczeństwo, w tem nieszczęście nasze, że objawy te stały się u nas tak pospolite, że nie budzą nawet niczyjego zdziwienia. Każdy, kto się poczuwa do obowiązków obywatelskich, zastanowić się powinien nad tą raną palącą, która tak się już wżarła w istotę naszego organizmu, że walczyć z nią prawie niepodobna.
I jakież to fakta notuje codziennie prawie prasa nasza? Tu młody, świetny oficer, należący do wyższych sfer towarzyskich, morduje nikczemnie i podstępnie skromnego urzędnika, od którego wydobyć chce swój weksel, a w dodatku mimochodem, zabija także jego służącą i grabi jego mienie. Schwytany, nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia i twierdzi, że zrobić to musiał dla karjery swej i przyszłości.
Tu inny młody wojskowy, ozdobiony nawet krzyżami za waleczność, zabija na gościńcu, jak prosty zbój, matkę generała swego i dobroczyńcy, a zbierając szajkę do tego morderstwa, zachę-