Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstrzymując się, o ile możności, z obawy, aby nie wyprowadzono jej z sali.
Po odczytaniu listu, przewodniczący zwrócił się do niej z pytaniem, czy uspokoiła się już o tyle, aby udzielić mogła jeszcze parę objaśnień.
— Gotowa jestem! zupełnie gotowa — zawołała żywo, pragnąc widocznie gorąco, aby pozwolono jej mówić.
Zapytano ją, w jakich okolicznościach otrzymała ów list.
— Napisał do mnie na dwa dni przed popełnieniem morderstwa, z restauracyi, patrzcie panowie, pisał do mnie na jakimś rachunku restauracyjnym — wołała, unosząc się coraz bardziej — nienawidził mnie już wówczas za to, że się sam spodlił, idąc za tą, tą ladacznicą, i za to, że winien był mi te trzy tysiące. Wstydził się tych tysięcy, wstydził się podłości swojej, a to tak: Przyszedł raz do mnie z rana, a ja wiedziałam już, że potrzebuje pieniędzy i wiedziałam na co, wiedziałam, że chce kupić sobie miłość tej kobiety i wywieźć ją za moje pieniądze. Wiedziałam już, że zdradza mnie i że chce mnie porzucić i umyślnie dałam mu te trzy tysiące, patrzyłam mu prosto w oczy, mówiąc, że nie potrzebuje wysyłać ich zaraz do Moskwy, ale może to zrobić nawet po upływie miesiąca. Zrozumiał doskonale o co mi chodzi i że to miało znaczyć: Potrzeba ci pieniędzy, żeby mnie zdradzić z tą nędznicą, masz je, masz, te pieniądze, sama ci je daję, weź je, jeżeli masz czoło. Chciałam go wypróbować i cóż? Wziął je, wziął i zabrał z sobą i stracił je przez jedna noc z tą kobietą, a wiedział, rozumiał, co