Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem za odchodzącym, a potem spojrzał na publiczność, jakgdyby mówiąc „Patrzcie tylko, jakich to świadków przedstawia oskarżyciel”. W istocie Rakitin został zupełnie strącony z piedestału, a wrażenie wyższej szlachetności, z jaką się z początku zaprezentował, było zupełnie zniszczone. Nie obeszło się też bez wmieszania się Miti, który nie mógł darować Rakitinowi lekceważącego tonu przy wzmiance o Gruszy. To też gdy przewodniczący zwracał się do niego z pytaniem, czy nie chce dodać coś ze swej strony, Mitia zawołał natychmiast:
— To typowy Barnard, marny karyerowicz, pożyczał odemnie pieniądze teraz, nawet w więzieniu; nie wierzy w Boga, a pisze żywoty świętych, naciąga w ten sposób wielebnego przeora.
Przewodniczący upomniał Mitię, aby nie odstępował od rzeczy, ale Rakitin był dobity w opinii publiczności.
Następnie wprowadzono dymisyonowanego kapitana Sniegirowa, tego samego, którego Mitia wyrzucił z restauracyi, ale i jego przesłuchanie nie powiodło się, mimo że prokurator liczył na nie bardzo.
Eks-kapitan przyszedł brudny, oberwany, w zabłoconych butach i, nie bacząc na dostojność miejsca i chwili, okazał się najzupełniej pijany. Gdy prokurator zażądał od niego opisu krzywdy, jakiej doznał od Miti, kapitan nie chciał odpowiadać i mruczał tylko pod nosem.
— Bóg tam z nim, Iliuszka nie kazał mówić, Bóg niech sam sądzi.
— Kto panu zabrania mówić?