Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciałem mówić — ciągnął dalej obrońca z wielką kurtuazyą — o ile wiem, pan należał także do blizkich znajomych pani Swietłowej (okazało się, że Gruszeńka nosiła nazwisko Swietłowej, o czem nikt w mieście pierwej nie wiedział).
— Nie mogę odpowiadać za wszystkie moje znajome — odparł wymijająco Rakitin. — Byłem młody...
— Rozumiem, rozumiem — przerwał obrońca, jakby sam zmieszany poruszeniem tak drażliwego tematu. — Chciałem tylko pana zapytać, czy jest panu wiadome, że przed dwoma miesiącami pani Swietłowa pragnęła koniecznie widzieć u siebie najmłodszego z braci Karamazowych, który był wówczas jeszcze klerykiem. Podobno pan, czyniąc zadość jej życzeniu, przyprowadziłeś go do niej istotnie.
— Pani Swietłowa przyrzekła panu 25 rb. za wprowadzenie do jej domu Aleksego Fedorowicza, a gdyś go pan istotnie przyprowadził, spełniła obietnicę i pieniądze te panu dała. Pan je wziąłeś, nieprawda?
— To był żart, — bronił się Rakitin, — zresztą nie widzę, jaki to ma związek... Wziąłem te pieniądze dla żartu, aby je potem oddać.
— W każdym razie, nie zwróciłeś ich pan dotąd.
— To nic niema do rzeczy, nie myślę odpowiadać na podobne pytania.
Tu zmieszał się przewodniczący, ale wtedy obrońca oświadczył, że skończył już badanie świadka Rikitina, i ten zniknął z widowni cokolwiek skonfundowany. Obrońca powiódł wzro-