Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Umie on dręczyć, — mówił dalej Iwan. — Wiem już teraz, poco przychodzi. „Idziesz z dumy, mówił mi, z pychy się chcesz oskarżyć, aby cię chwalono, ale na dnie duszy masz nadzieję, że Smerdiakowa skażą na ciężkie roboty, ciebie zaś potępią tylko moralnie, (tak ze mnie szydził). „Ale teraz, gdy się Smerdiakow powiesił, będziesz musiał iść sam i pójdziesz, a dlaczego pójdziesz? To straszna rzecz Alosza, takie pytania, nie znoszę, żeby mi je zadawano.
— Bracie! — przerwał Alosza, który pomimo przerażenia, miał jeszcze wciąż nadzieję, że uda mu się przywrócić Iwana do przytomności. — Jakim sposobem on ci mógł mówić, że się Smerdiakow powiesił, skoro oprócz mnie nikt o tem jeszcze nie wiedział?
— Ale on wiedział, — odparł stanowczo Iwan i przyszedł mi to oznajmić. — Idziesz, mówił mi, choć nie wierzysz w cnotę i choć wiesz, że ci nikt nie uwierzy. Pocóż więc się tam wleczesz? skoro wiesz, że ofiara twoja nikomu się nie przyda. Całą noc wahać się będziesz, iść? czy nie iść? a przecież w końcu pójdziesz. Dlaczego? bo nie będziesz śmiał nie pójść. — A dlaczego nie będziesz śmiał? Zgadnij, w tej chwili ty wszedłeś, a on znikł. — Tchórzem mnie nazwał, Alosza. — „Nie takim, jak ty, orłom wzlatywać nad ziemią”. To mi jeszcze dodał na odchodnem.
Smerdiakow także nazwał mnie tchórzem. Muszę go zabić. Kitia pogardza mną, widzę to już od miesięca. I ty pogardzasz mną, Alosza, dlatego nienawidzieć cię będę znów. I tamtego