Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gość, zeskakując z kanapy i strzepując palcami krople herbaty z obryzganego tużurka. — Przypomniałeś sobie widocznie kałamarz Lutra. Czysto kobiecy pomysł. Ja też odrazu poznałem, że udajesz tylko przedemną, żeś sobie uszy zatkał, a naprawdę wszystko słyszysz.
W tej chwili dało się słyszeć stukanie do okna uporczywe i nagłe. Iwan zerwał się, nadsłuchując.
— Idź, otwórz! — doradzał mu gość. — To brat twój, Alosza, przynosi ci ważną i niespodzianą wiadomość. Już ja ci ręczę, że zaszło coś ciekawego.
— Milcz, oszuście! Ja sam wiem, że to Alosza i że nie przychodzi tu bez przyczyny. Z pewnością przynosi jakąś ważną wiadomość.
— Otwórz więc! otwórz mu prędzej, na dworze taka zamieć, a to przecież twój brat. Monsieur sait-il-le temps qi’il fait? C’est a ne pas mettre un chien dehors.
Stukanie trwało wciąż. Iwan chciał biedz do okna, ale czuł się jak spętany. Natężał się ze wszystkich sił, aby zerwać pęta, ale nie mógł tego dokonać. W końcu ostatnim wysiłkiem uwolnił się z więzów i zerwał się, patrząc dziko dokoła. W tej chwili oprzytomniał zupełnie. Ujrzał na stole dwie dogasające świece; szklanka, którą przed chwilą rzucił na swego gościa, stała spokojnie przed nim. Na kanapie, naprzeciw, nie było nikogo. Słychać było tylko wciąż stukanie w okno, nie tak jednak głośne i natarczywe, jak przed chwilą, przeciwnie, ciche i dyskretne.
— To nie był sen, przysięgam, że to nie